„To Natura leczy, a człowiek, lekarz powinien jedynie być jej pomocnikiem, a nie nauczycielem.”
Współczesna medycyna akademicka, skuteczna w leczeniu stanów ostrych i nagłych, mogąca się pochwalić dużymi osiągnięciami np. w transplantologii czy chirurgii urazowej, wydaje się być całkowicie bezradna wobec przypadłości i chorób cywilizacyjnych, o naturze chronicznej, a dotyczącej przeważającej dziś, na progu trzeciego tysiąclecia, liczby chorych. Rośnie również ogólna liczba chorych i chorób: na przełomie wieku XIX i XX wyszczególnionych było 700 jednostek chorobowych, sto lat później było ich już 10 tys. i liczba ta ciągle zastraszająco rośnie, podobnie jak liczba chorujących na poszczególne choroby. Na początku XX wieku ilościowy stosunek zachorowań ostrych do przewlekłych wynosił 9 : 1, dziś jest on dokładnie odwrotny. Systematycznie rośnie liczba przewlekle chorych na alergie, nowotwory, choroby reumatyczne, autoimmunologiczne, układu krążenia czy uwarunkowane czynnikami środowiskowymi (ekologicznymi).
Chorym tym medycyna akademicka niewiele ma do zaoferowania oprócz objawowej farmakoterapii oraz metod inwazyjnych, jak napromieniowanie czy skalpel. Kryzys współczesnego całego świata medycznego nie polega na braku środków na leczenie, jak nam – Polakom – próbuje się to od lat wmawiać, ale na braku jakiegokolwiek postępu w leczeniu właśnie chorób cywilizacyjnych (chronicznych czy przewlekłych). To jest prawdziwa granica, do której dotarła współczesna medycyna z całym swoim zapleczem technologiczno-farmakologicznym i której nie może przebrnąć. To jest granica faktycznych możliwości współczesnej medycyny i lekarzy, którzy jej bezkrytycznie służą.
Współczesna medycyna przede wszystkim widzi chory narząd i chorobę, a nie widzi człowieka, będącego całością i jednością. Rozproszenie wiedzy, umiejętności i doświadczenia w coraz węższych specjalizacjach sprawiło, że wiedza o świecie, środowisku i człowieku jako całości zaczęła się oddalać. Podstawowy paradygmat leczniczy akademickiej medycyny, a wyrażający się, mówiąc najogólniej: objawowym (symptomatycznym) i farmakologicznym leczeniem, koncentrowaniem się w całości na chorobie, a nie na zdrowiu oraz coraz węższe specjalizacje negujące potrzebę holistycznego (całościowego) podejścia do zdrowia i choroby – jest błędny. Potrzeba zmiany dotychczasowego paradygmatu leczniczego jest sprawą najpilniejszą i najbardziej dziś potrzebną medycynie, lekarzom i przede wszystkim pacjentom.
po pierwsze: w całości koncentrować się na zdrowiu, a nie na chorobie, a przynajmniej powinna być jednakowo zainteresowana utrzymaniem człowieka w zdrowiu, jak leczeniem już chorego,
po drugie: szeroko pojęta profilaktyka (w tym również profilaktyka ekologiczna) powinna stać się najważniejszą dziedziną medyczną; zapobieganie chorobie, a nie ciągłe leczenie winno stać się nowym leczniczym paradygmatem, chodzi o zdrowe i twórcze trwanie, a nie o chorą i patologiczną egzystencję,
po trzecie: jeżeli niedomaganie, przypadłość lub choroba już zaistnieją, to należy oddziaływać na faktyczną przyczynę zaburzenia, którą zawsze jest niezrównoważone i pozbawione wewnętrznej i zewnętrznej harmonii i motywacji życie, a nie na objawy chorobowe, bo te są sygnałem i informacją i w gruncie rzeczy są nam przyjazne.